środa, 12 lipca 2017

Od Reski, CD Heather

– Kiedy już skończysz szkołę, zdobędziesz trzydziestodwuletni staż w pracy i będziesz mieć na karku koło sześćdziesiątki, pomyślisz sobie pewnego dnia: Dziś jest ten dzień, kiedy poznam tajemnicę swojego pochodzenia! Zaśmiejesz się i skorzystasz pomocy urzędników, sama czasem wpełźniesz do mniej nawiedzonej biblioteki, szukając w dziwnych księgach osób o tym samym nazwisku co ty. Jak już ci się uda zdobyć jakiekolwiek informacje i dowiesz się, skąd jesteś, stwierdzisz, że mogłaś się za to zabrać znacznie wcześniej. – Kątem oka podejrzałem, jak cichutko się z tego śmieje. – Zobaczysz, tak będzie!
Nie potrafiłem stwierdzić, czy Heather była smutna z powodu niewiedzy dotyczącej swojego pochodzenia, czy też jej to najzwyczajniej "zwisało". Nie wypadało mi jednak zapytać o to wprost, a że czułem się dość niezręcznie, postanowiłem trochę zażartować. No i chyba mi się udało. Jak dobrze jest zobaczyć uśmiech na twarzy kogoś innego.
– Już nie mogę się doczekać tego, kiedy ja, zniedołężniała staruszka będzie podróżować po świecie, przeszukując urzędy i biblioteki w poszukiwaniu tak cennych informacji.
– Ojoj, z pewnością nie będziesz zniedołężniała, jeśli się za bardzo nie zapuścisz.
– Sześćdziesiąt lat to wcale nie tak dużo, poza tym raczej się nie "zapuszczę". Bardziej martwiłabym się o ciebie.
– O mnie? Sądzisz, że nie będę w stanie ruszyć się z kanapy i samemu iść na miasto? – Nie odpowiedziała, ponieważ oboje zaczęliśmy się śmiać, choć wcale nie było aż tak zabawnie. – Gdybyś potrzebowała pomocy w poszukiwaniach, znajdź mnie! Z miłą chęcią ci pomogę.
– Nie zaprzątaj sobie tym głowy...
Pokiwałem głową, nie dając jej dokończyć. Nie potrzebowałem niczego więcej, nie mogę za bardzo wtrącać się w sprawy innych, bo z doświadczenia wiem, że tego nie lubią. Nie chcąc bezczynnie siedzieć, zaproponowałem krótki spacerek. Wcześniejszego chodzenia po mieście było zdecydowanie za mało, normalnie już powoli przestaję czuć lekkie mrowienia w nogach.
– Oooo! – krzyknąłem nagle, na co dziewczyna aż się wzdrygnęła. – Musisz kogoś poznać, to naprawdę wspaniała osoba i ma cudownie bombowe pomysły!
Pokiwała głową, śmiejąc się, że jeszcze nie jest głuchą staruszką. Miała rację, byłem odrobinkę za głośny, ale to tylko odrobinkę. Miałem nadzieję, że zastaniemy go w jego mieszkanku. Podczas drogi, opowiedziałem jej, że to była pierwsza osoba, jaką poznałem po przyjeździe do Atlanty, znaczy jedną z tych pierwszych. Po chwili znaleźliśmy się przed budynkiem, który tak bardzo nie odstawał od tych rynkowych. Zapukałem ostrożnie do drzwi. Ze środka rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a następnie ktoś zaczął kląć pod nosem. Ewidentnie można było stwierdzić, że tutejszy mieszkaniec nie był zadowolony z gości.
– Kogo tu nosi?! – Otworzyły się drzwi. – O, to ty i jakaś dziewczyna, o, co za niespodzianka.
Mimowolnie kąciki moich ust uniosły się do góry, widok jegomościa chyba już zawsze będzie mnie śmieszyć. Zwierzołak o karłowatym wzroście. Był rysiołakiem, a człowieka przypominał jedynie ze sposobu poruszania się i stania, no i miał kciuki. Małe kciuki pokryte brązowawym futerkiem, zakończone czarnymi pazurami. Najśmieszniejsza była jego twarz. Kocia, nieco spłaszczona twarz z małymi, zielonymi jak wiosenna trawa oczkami. Wyglądał na taką potulną osóbkę, ale charakter to on miał zabójczy.
– Heather, to pan Bonzo. Spec od wszelakich ładunków wybuchowych i dziwacznych pyłków, czyni cuda z tymi swoimi bombami!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis