– Puść mnie, psycholu! – warknęła bezczelna baba, przyciągając uwagę kilkunastu par oczu na raz. Auć. No nie powiem, zabolało. I bynajmniej nie same słowa, bo przyzwyczajonym do gorszych wyzwisk (Mieszkaliście kiedyś z misiem przeklinającym po rusku? Nie? Cóż, nie polecam). Z niesmakiem wymalowanym na twarzy rozluźniłem uścisk, ale nie puściłem jej całkowicie. Hola hola! Nadal nie wiem, jak z tą trumną. Choć z dwojga złego... Czy to takie istotne? W końcu teraz zaczynam wątpić, czy będzie co po niej zbierać.
– Psychol? Oj nie, nie zrozum mnie źle... Nie jestem szalony. Jestem artystą. To kompletnie co innego. – Zignorowałem namolne spojrzenia pozostałych uczestników tej maskarady, swoją uwagę poświęcając wyłącznie przyszłym zwłokom. – Wiesz... Ja wiem, że jestem cholernie seksownym ciachem, ale gryźć mnie to już przesada. A robienie takich publicznych scen...? Co za tchórzostwo. Mamy konflikt, moja panno. Konflikt interesów. Pozwól, że załatwimy to bez takiej ilości świadków.
Moi drodzy, w języku Marvilla znaczy to tyle co "Jesteś moim problemem i załatwię cię bez świadków". Uwaga, trzy, cztery: Odmawiajmy modlitwy za tą nędzną duszę! Chociaż sam nie wiem, czy i duszy nie rozszarpię. A ramię już prawie rozszarpałem, kiedy znowu pociągłem tą bezczelną paskudę, tym razem zaciągając ją do biblioteki. Ale hola hola! Marvill, czyś ty zdurniał? Przy tylu świadkach takie groźby..? Oj oj... Kto mię nie zna, nie zrozumie. Ale nie ma, powtarzam, NIE MA na tym świecie dla mnie wspanialszej świątyni niż ta mojego ciała. Ona ją naruszyła. Kondolencje dla rodziny, że też mają w swoim gronie równie bezmyślne dziewczę.
Jeden chłopak najwidoczniej chciał podejść, zareagować (cóż za ofiarność!), ale dziwnym trafem w połowie drogi wzdrygnął się, napotykając mój jakże życzliwy uśmiech, po czym w tempie strusia pędziwiatra zawrócił. A już myślałem że pochowam dzisiaj dwa trupy, naah. Choć z drugiej strony to dobrze, że naszym społeczeństwem manipuluje strach. W tym wypadku: ja jestem strachem.
Pani a'la jednorożec puścił pawia i stąd mam fryzurę spróbowała jeszcze wyrwać się, bądź rzucić mi przynajmniej wojownicze spojrzenie, lecz po kolejnym wbiciu paznokci w jej ramię (kto wie, czy nie nabiłem jej siniaków?) nieco się uspokoiła. I cudownie! Teraz jeszcze bardziej przypomina trupa, którym za moment zostanie.
Po przejściu tych kilku korytarzy wepchnąłem dziewczynę do środka, wchodząc zaraz za nią i zastawiając sobą drogę ucieczki. No, o wiele lepiej.
– Więc... – zacząłem lodowatym tonem i z słynnym satanisycznym uśmiechem na ustach – może mi teraz ładnie, potulnie wyjaśnisz, jak poznałaś Pel? Czemu ją zawołałaś na stołówce? Chcesz kontynuować z nią znajomość w jakikolwiek sposób?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz