środa, 7 czerwca 2017

Od Jaśminu, CD Heather

Zrobiłam kilka ładnych rundek po szkole, żeby sobie utrwalić w głowie co, gdzie i jak. Akurat wybrałam moment, gdy Marvill był zbyt zajęty wykłócaniem się z Vladdym, żeby usłyszeć jak mówię, że wychodzę. Ale Amigo był razem ze mną jak zawsze [no, przeważnie], więc miałam nadzieję, iż ten fakt go choć trochę uspokoi. Byłoby miło, gdyby nieco mniej się tym przejmował.
Westchnęłam cicho, poprawiając szalik, żeby nie zasłaniał mi twarzy, choć najchętniej bym się w nim schowała. Kij z gorącem, przyzwyczajenie robi swoje. Spojrzałam niepewnie na drzwi, przypominając sobie o prośbie Jamesa, którego ton mówił, że jak się nie zgodzę, to najprawdopodobniej skończy śmiercią tragiczną. Czasami mój brak asertywności dawał w kość, ale cóż… O to mogłam winić tylko siebie.
Jeden głębszy wdech, dźgnięcie w łokieć od Amigo na zachętę i zapukałam delikatnie do drzwi, czując nagły przypływ zdenerwowania. Usłyszawszy słowo „otwarte”, odruchowo uniosłam kąciki ust w uśmiechu i otworzyłam drzwi, nieśmiało wchodząc do środka. Mimowolnie nerwowo mięłam materiał szalika w dłoniach, gdy zbierałam myśli i odwagę by coś powiedzieć.
– Ja… Przyszłam pomóc z papierami – wydukałam odrobinę zmieszana, starając się nie uciekać wzrokiem, ale nie patrzyłam blondynce w oczy, tylko błądziłam spojrzeniem po jej twarzy w obawie, że kontakt wzrokowy mnie zgubi.
Oddychaj, Pel. Wdech i wydech. Wdech. Wydech. To tylko papierki, przecież nie każą ci iść na szubienicę. Dokumenty nie zabijają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis