Rozejrzałam się wokoło, ale znikąd pomocy. Dexter szlajał się gdzieś z Fomą, a James z Fintanem. Któregoś dnia zdecydowanie przez nich osiwieję, nawet Nico zwiał do ciepłych krajów, czyli innymi słowy znajdował się w miejscu, w którym nie mogłam go znaleźć. Może to i lepiej, zważywszy na fakt, że z całej pozostałej trójki robił zdecydowanie najwięcej i nie zostawiał po sobie wyłącznie jednego podpisu na dole strony. To zdecydowanie zapowiadało się źle, a było coraz gorzej - papierzysk przybywało, sprawy miasta musiały zostać załatwione w trybie pilnym, a oni machali sobie coraz więcej wolnego. Zabiję, poćwiartuję, ugotuję i potem ożywię, żeby móc powtórzyć cykl kolejny raz. Zrobiłam trzy sterty: najpilniejsze, mogące poczekać i już wypełnione, ale w trakcie sortowania powiększały się tylko dwie pierwsze, w rezultacie odpuściłam, zabierając się do roboty od samego początku. Poprawiłam spadające na oczy kosmyki, zaczynając zakreślać najważniejsze informacje. Potem trzeba będzie Jamesowi streścić wszystko na raport dyrektorowi, Dextera wprowadzić w nowy regulamin, podesłać dane do sekretariatu, zaktualizować listę uczniów, potwierdzić przelanie pensji, zorganizować zebranie nowych kółek.. Auć, samo wymienianie bolało. Odchyliłam się nieco na krześle, chcąc się stąd wydostać w trybie natychmiastowym. Niby poprosiłam o pomoc i mięli kogoś mi przysłać chętnego z uczniów, ale wątpiłam, żeby ktokolwiek chciał dobrowolnie spędzać piątkowe popołudnie wraz z notatkami oraz podpisami. Usłyszałam błogosławione pukanie do drzwi klasy, podniosłam się z nadzieją, mówiąc, że otwarte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz