niedziela, 7 maja 2017

Wprowadzenie: Fintan

Z niepewnością przesunęłam czubkiem paznokcia o grzbiet jednej z książek stojących na półce. Delikatna, a jednocześnie szorstka faktura cuchnęła, jakby zdążyło w niej zdechnąć przynajmniej kilka gryzoni. Sądząc po jej grubości, spokojnie mogłyby być to szczury. Skrzywiłam się, rozglądając wokoło, próbując rozwiązać tajemnicę dziwnej biblioteki. W teorii akademia nie powstała aż tak dawno, a w praktyce pomieszczenie wydawało się być wyjęte z całkowicie innej epoki. Zapach starej makulatury, samo pojawiające się i znikające opasłe tomiska, a przy tym tajemnicza atmosfera nie zachęcała do odwiedzin. Wysokie, ozdobione ciemnobrązowym drewnem ściany kiepsko współgrały z dziwnie rozłożonym oświetleniem. Pomieszczenie zdawało się tolerować wyłącznie świece, ewentualnie lampy naftowe - mimo że zamontowano tutaj szereg lamp elektrycznych, po wciśnięciu włącznika światła miały one w zwyczaju zapalać się i gasnąć. Dyrektor potwierdził tylko od zespołu techników, że z instalacją wszystko było jak w najlepszym porządku i wzruszył ramionami. Książki w końcu się nie rozpadały, korzystać z nich się dało, nawet jeżeli miałeś wrażenie, że setki porozwieszanych na ścianach portretów próbując wypalić dziurę w twoich plecach. No i te dziwne hałasy... Zrobiłam mały krok, mocno naciskając czubkiem pantofla o podłogę, która zaskrzypiała. Kilka metrów za mną rozległo się szurnięcie krzesła i odgłos kroków, które szybko się urwały. Odwróciłam się, ale za mną niczego nie było, w takim wypadku podjęłam jedyną racjonalną decyzję jaka wydawała się słuszna - wzięłam nogi za pas. Dopiero po wyjściu na zewnątrz zorientowałam się, że nie zabrałam ze sobą dokumentów dotyczących nowego ucznia, które prawdopodobnie zostały na stole. Przełknęłam głośno ślinę, nie przejmując się faktem, że to nieeleganckie. Im dłużej trwałam zgodnie ze wzorcem, który mi wpojono, tym coraz mniej cieszyłam się... no, w sumie byciem tutaj. Wysławiaj się dobrze, trzymaj głowę wysoko, nie stąpaj głośno, nie podnoś głosu,
ona nigdy nie podnosiła głosu.
Odetchnęłam głęboko, poprawiając rozpuszczone włosy i wygładziłam wierzchem dłoni pomiętą spódnicę mundurka. Nie było potrzeby przypominać sobie o tym w takim momencie, a już tym bardziej - w ogóle. Najlepiej niechaj niektóre rzeczy pozostaną szczelnie zamknięte, gdzieś z tyłu głowy. Rozejrzałam się wokoło, oczekując nowego ucznia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis