I gdy siedzący obok mnie chłopak chciał już błysnąć swoim intelektem przerwała mu siedząca naprzeciwko nas przewodnicząca klubu dziennikarskiego.
– Koleś, od tego mamy czarodzieja. – Machnęła ręką i gwizdnęła w kierunku stawu.
James pojawił się wręcz od razu, jak robią to dobrze wytresowane psy zawołane przez swoich panów.
– James, kochanie, zrób swoje czary-mary-gdzie-są-jego-okulary, czy coś. – Prychnęła z rozbawieniem, a następnie wzięła kolejny łyk z trzymanej przez nią puszki.
Nie zajęło to zbyt długo, a na stole, jak za pomocą magicznej różdżki pojawiły się moje posklejane, stare okulary. No cóż, soczewki i nowa para szkieł będą musiały poczekać. Spojrzałem lekko zdezorientowany na blondyna, podnosząc okulary i zakładając je na nos. Oh, jak dobrze jest nie żyć w rozmazanym świecie.
– Czarodzieje nie mają zaklęć czy coś? – zapytał Jamesa.
W końcu zawsze przed czarami mówili te dziwne formułki, prawda? Abrakadabra, czary-mary?
– Używamy ich jedynie do skoordynowania trajektorii lotu magii lub zwiększenia natężenia mocy pod warunki... – James zaczął wykład, jednak po chwili przerwała mu Hera.
– Dobra, bo nam z tego lekcja wychodzi. Ziemia do wszystkich, mówiliśmy o parapetówie. Jakieś plany, pomysły? – Rozejrzała się w około, czekając na odpowiedź.
Zmarszczyłem brwi i pytająco spojrzałem na Dextera siedzącego obok mnie.
– Parapetówa? – Zmarszczyłem brwi.
Po dłuższej chwili zrozumiałem jednak o co chodziło rudowłosej dziewczynie i podnosząc brew, spojrzałem się na chłopaka z chytrym uśmiechem na twarzy.
– To ta ”impreza integracyjna”, o której wcześniej wspominałeś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz