– Można powiedzieć, że odpadłem od razu po zgubieniu okularów. – Parsknął śmiechem. – Pewnie leżą gdzieś na dnie, mogę tam spokojnie podpłynąć, tylko... Tylko że bez nich trudno coś znaleźć nawet poza wodą. Przynajmniej mam pretekst do sprawienia sobie w końcu nowych. – Uśmiechnął się, siadając obok mnie. – Tamte i tak ledwo się trzymały. – Otworzyłem usta, żeby coś powiedzieć, ale Hera była szybsza.
– Koleś, od tego mamy czarodzieja – powiedziała z rozbawieniem, zanim gwizdnęła, przywołując Jamesa niczym psiaka. Zdecydowanie go przypominał, brakowało jedynie psich uszu i ogona wystającego z tyłka, w sumie w zwyczaju miał brać ludzi na swoje oczy jak szczeniak, czyli wiedziałem już, czym się inspirował. – James, kochanie, zrób swoje czary-mary-gdzie-są-jego-okulary, czy coś – wymamrotała, klepiąc go po ramieniu i biorąc kolejny łyk piwa. Kilka sekund później wraz z tajemniczym trzaskiem okulary Fomy ponownie pojawiły się na stole w altance. Przyjrzał się blondynowi z roztargnieniem, jakby oczekując wyjaśnienia.
– Czarodzieje nie mają zaklęć czy coś? – zapytał, marszcząc czoło.
– Używamy ich jedynie do skoordynowania trajektorii lotu magii lub zwiększenia natężenia mocy pod warunki...
– Dobra, bo nam z tego lekcja wychodzi – jęknęła Ruda. – Ziemia do wszystkich, mówiliśmy o parapetówie. Jakieś plany, pomysły?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz