wtorek, 31 października 2017

Od Aureliona, CD Pel

Eternumowie należeli do gatunku, który lubił sobie pofilozofować, pomyśleć, dopisać coś do historii i wrzucić swoje trzy grosze. Na szczęście większość dopowiedzeń była w geście czysto humorystycznym, więc z uśmiechem na ustach wysłuchiwałem kolejnych sprzeczek. Rzucanie poduszkami, jedzeniem, czy przepychanie się, było na porządku dziennym. Mordechaj wciąż otrzymywał ciosy kulą Vici, Radia panikowała, chcąc wszystkich uspokoić, Pel tylko przewracała oczami, a ja czułem się, jak w rodzinie. Prawdziwej, szalonej, ale cudownej rodzinie.
Nie było już dźwięku tłuczonych naczyń. Nie było krzyku matki, nie było kurwowania ze strony ojca. Skrzywiona mina ciotki zniknęła za rozwichrzonymi włosami Jaśmina, lekceważące spojrzenie kuzyna zastąpiły ogniki w ślepiach Mordechaja.
Im głębiej w las, tym swobodniej się czułem. Więcej się śmiałem, dorzucałem drobne żarty, przesiąkałem humorem i zapachem Eternumów. Dobre popołudnie. Wspaniały wieczór. Jeszcze lepsza herbata.
Siedząc już w pokoju, zorientowałem się, jak późno jest. Ściągnąłem brwi, zerknąłem przez okno. Ciemność okalała budynek z każdej strony, przeszywana jedynie słabymi wstęgami światła, wydobywającego się z troszeńkę popsutych latarni. Zostawiłem ich w iście szampańskim nastroju, sam czując już nadchodzące zmęczenie.
Ten rok nie był zły. Zdecydowanie nie. Ba, był cudowny, wspaniały, niesamowity. Dokładnie tak, jak Pelcia.
Dobrze, że w tę zimę ruszyłem na dwór i za nią, jak i za Alexem.
Masz jakieś plany na wakacje?
Nie. Jeszcze nie. Pragnę jednak spędzić je, przesadzając nachyłki, podziwiając rudbekie i pozbywając się chwastów z nagietków. Wszystko w towarzystwie panienki, której pseudonim był roślinką z rodziny oliwkowatych.
Tak, specjalnie wyszukałem to w kuralecie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis