piątek, 4 sierpnia 2017

Od Loretty, CD Dexter

Spojrzałam na niebo i zdałam sobie sprawę, że idę już szmat czasu. Pewnie spóźniłam się już wystarczająco, aby mogli mnie wywalić.
Kierowca wysadził mnie jakieś dwanaście kilometrów dalej, tłumacząc, iż nie jest w stanie jechać w tym śniegu. Wzięłam więc swoją walizkę, po czym ruszyłam przed siebie. Miałam ochotę zrobić mu krzywdę, kiedy zażądał ode mnie zapłaty za przewóz. Nie miałam ani grosza, dlatego uciekłam z walizką pod pachą. 
Buty nie były w najlepszym stanie, ale przynajmniej były wygodne. Przez całą trasę nogi bolały mnie tylko odrobinę, to już coś, prawda?
Poprawiłam płaszcz, który był na mnie o wiele za duży. W pasie, jak i w długości. Co chwilę brudził się oraz moczył przez ten paskudny śnieg. Dlaczego nie pomyślałam o wzięciu jakiejś lepszej kurtki? Powinnam przewidzieć podobną sytuację. Zamyśliłam się, nie widząc, że mam cel praktycznie pod nosem. Zrozumiałam to po chwili, kiedy całkiem niedaleko zobaczyłam męską sylwetkę. Wyglądało na to, że chłopak rozglądał się dookoła, jakby na kogoś oczekiwał.
Podbiegłam do niego. Może będzie wiedział coś o miejscu, do którego podążam.
– Dzień Dobry! Przepraszam, czy wie pan może gdzie jest Atlancka Wyższa Uczelnia? – Przyjrzałam mu się dokładniej. Był wysokim... wróć, piekielnie wysokim mężczyzną. Jego kruczoczarne włosy były rozwiane na wszystkie strony, a okulary mokre od śniegu. Ciekawe, ile już tu stoi? 
Otrząsnęłam się, spojrzawszy na budynek za nami. Ogromne litery układały się w trzy wyrazy: "ATLANCKA WYŻSZA UCZELNIA". Wszystko zaczęło nabierać sensu. Skoro już tu jestem, chyba wypadałoby się przedstawić...
– Nazywam się Loretta, a pan? – powiedziałam, wystawiwszy swoją prawą rękę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis