Opowiastka z życia bliźniaków

Niebo wyglądało jak mleko wymieszane z niewielką ilością niebieskiej farby. Słońce błyskało wesoło zza białej mgiełki chmur. Było ciepło, ale nie za gorąco, a lekki wiatr przynosił nieco chłodu, poruszając zielonymi liśćmi drzew. Ta cała sielankowa atmosfera całkowicie nie pasowała do humoru bliźniaków, którzy siedzieli wśród konwalii z dziwnymi minami. Jedno desperacko ściskało dłoń drugiego, jakby się bało, że zaraz zniknie pośród słodkawego zapachu.
Pel miała zaczerwienione oczy, które przymknęła i wtuliła twarz w szaliczek, zaciskając palce na palce na palcach brata. Nic nie mówiła, ponieważ miała wrażenie, że zaraz zacznie szlochać. Chociaż nie miała już czym.
Marv patrzył w przestrzeń, równie mocno trzymając młodszą siostrę. Miał nieco zgarbione ramiona, przez co wydawał się mniejszy. Usta zaciśnięte w cienką linię, przygryzając lekko dolną wargę. Przestał dopiero, gdy poczuł słodko metaliczny smak krwi.
– Marv? – odezwała się zachrypniętym głosem dziewczynka, kładąc głowę na ramieniu bliźniaka. Ten spojrzał na nią z pytaniem w oczach. – Nie zostawisz mnie, prawda? – spytała cichutko, zaciskając jeszcze bardziej palce. W odpowiedzi też wzmocnił uścisk, a drugą dłonią złapał ją za wolny nadgarstek.
– Nigdy – wymamrotał, obracając się w jej stronę. Pel podniosła nieco głowę i uśmiechnęła się ni ponuro, ni szczęśliwie.
– To dobrze. To dobrze – powtórzyła i zerknęła kątem oka na konwalie, wdychając ich słodki zapach. Marvill też na nie spojrzał i zmrużył lekko oczy, jakby nad czymś intensywnie myśląc, po czym wymamrotał nieobecnym głosem „Chodźmy do domu”.
Następnego dnia mieli całe sine nadgarstki i palce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis