Miałem sen

Noce są najgorsze. Leżysz bezczynnie w łóżku, bojąc się nawet na chwilę zamknąć oczy i gapiąc się w ciemny sufit nad głową, jakby spodziewając się, że zaraz się zawali, podczas gdy twoi rodzice siedzą w salonie święcie przekonani, że właśnie pogrążyłeś się już w sennych fantazjach. Nie wiedzą, że nie śpisz. Nie wiedzą, że w nocy przeżywasz te koszmary po raz kolejny i kolejny. Nie wiedzą, że jednak coś pamiętasz.

W końcu zamknięcie oczu przywołuje już dawno zapomniane przez ciebie wspomnienia. Zapomniane? A może usunięte? Tak jak to coś?

Nagle siedzisz na krześle, obserwując z charakterystyczną dla dziecka iskrą ciekawości w swoich zielonych oczach, skaczących wokół ciebie dziwnych panów w fartuchach. Mama dzień przed badaniami mówiła, że są bardzo mądrzy i pomogą w "panowaniu" nad czymś z bardzo trudną nazwą, której nie potrafisz poprawnie wymówić, ale nie przejmujesz się tym zbytnio. Najważniejsze, że ma być lepiej, już nikogo nie skrzywdzisz, a wokół ciebie nie będą pojawiać się cienie z lśniącymi zębami, twoim kolegom nie zranisz już swoich kolegów. Twoi rodzice razem z ukochaną siostrzyczką stoją za szklaną szybą. Oni uśmiechają się szeroko i machają do ciebie czy pokazują, że trzymają kciuki. Twoja siostra spogląda zza okna z przerażeniem w oczach, jakby coś przeczuwała, jakby niepokoili ją ci wszyscy poważni panowie. Podchodzi do ciebie jeden z nich, na jego twarzy widnieje uśmiech od ucha do ucha. W ręce trzyma strzykawkę.

Ciemnozielona, niezbyt duża.

Patrzysz ostatni raz na rodziców i siostrę, którzy machają ci ostatni raz, odchodząc od szklanej ściany. Uśmiechasz się do nich nieporadnie, a następnie podnosisz wzrok na lekarza.

Lub swojego oprawcę.

Odwzajemnia uśmiech, jednak w jego oku dostrzegasz nieznany ci wcześnie błysk. Podchodzi powoli, uspokaja ciebie cały czas, podczas gdy ty zaczynasz uciekać od igły, bojąc się nie najprzyjemniejszego uczucia. Doktor prosi swoich pomocników o przytrzymanie cię.

Lub przywiązanie.

Robią to bez słowa, a pan w fartuchu w końcu wbija igłę, do twojego krwiobiegu dostaje się paląca ciecz. Po twoich policzkach zaczynają spływać słone łzy, zaczynasz wręcz wrzeszczeć z bólu, gdy czujesz, jak płyn przepływa powoli z ręki w okolice klatki piersiowej. Masz wrażenie, że ktoś przykłada ci w różne miejsca na raz dziesięć rozgrzanych do czerwoności prętów, a one zamiast stygnąć palą jeszcze bardziej, zostawiając zwęgloną skórę. Znowu wrzeszczysz, wołasz rodziców i siostrę, nie wiedząc, co dzieje się wokół ciebie.
A twoi oprawcy stoją spokojnie, przyglądając się, jak przewracasz się na krześle w konwulsjach bólu. Podchodzą, podnoszą ciebie do góry, mówiąc, że nie ma czego się bać, podczas gdy ty dalej niczego nie rozumiesz. Przecież po tamtym wypadku przeprosiłeś, dostałeś karę, obiecałeś, że będziesz kontrolować to coś i już nigdy nie skrzywdzisz siostry.
Palący ból w końcu ustępuje, a przed tobą stoi jeszcze dziwniejszy pan w czarnym, długim płaszczu. On też się uśmiecha.
Twoje powieki lekko opadły, nie masz nawet sił by utrzymać głowę w górze. Chce ci się wymiotować, chociaż przed badaniem nic nie jadłeś zgodnie z poleceniem rodziców. Smętnie podnosisz wzrok na mężczyznę. Pochyla się nad tobą, dotyka podbródka, podnosząc twoją głowę do góry. Patrzy się prosto w twoje oczy. Jego są niebieskie, kojarzą ci się z ostatnią, dosyć mroźną zimą. Mama się bardzo zdenerwowała, gdy zobaczyła, że jej różowe peonie przemarzły.
I nagle znajduje się w twojej głowie. Boli. Jakby ktoś wiercił ci dziurę w umyśle, szukając czegoś. Zrzuca ułożone alfabetycznie książki z półek, następnie wyrywa z nich kilkanaście stron i wkłada na szafki w zupełnie innej kolejności. Rozsypuje i składa, cały czas powtarza ten sam schemat, świetnie się przy tym bawiąc. Jesteś dla niego ciekawostką, czymś interesującym, niczym więcej.
W końcu zostawia ciebie samego, opuszczonego i przestraszonego z nieuporządkowanym umysłem, a przy tym bez tego czegoś, przez co tutaj wylądowałeś. Usunął jakąś rzecz. Już nie jesteś osobą, którą byłeś przedtem. Nawet nie możesz sobie przypomnieć przyczyny twojego pojawienia się w tym miejscu. Jakby ktoś wziął marker i zamazał to wszystko na czarno. Trzęsiesz się, przechodzą przez ciebie fale okropnego zimna i nie możesz powstrzymać łez. Odwiązują cię, podnoszą gwałtownie, bo ty sam ledwo stoisz na nogach i prowadzą do innego pokoju.
Jest pusty, cały biały. Kojarzy ci się z igloo, nic w nim nie ma, a jest bardzo chłodno. Wpychają cię, zamykając z trzaskiem drzwi za sobą. Zostajesz sam. Twoje nogi się trzęsą, a umysł wariuje. Kilka razy zapominasz kim jesteś, a następnie szybko sobie to przypominasz. Siadasz na podłodze w kącie i zaczynasz powtarzać jak modlitwę własne imię, by i jego nie zapomnieć, tak jak tego czegoś. A oni wszystko obserwują, patrzą i notują w swoich podniszczonych notesach. Ciekawostka. Eksperyment.
To wszystko okropnie bolało, a ty znowu płaczesz i nie możesz nic z tym zrobić. Czas płynie bardzo wolno, masz wrażenie, że mijają lata. Zamykasz oczy, chowasz się we własnych objęciach i próbujesz zasnąć, jednak po opuszczeniu powiek ciągle widzisz te zimne, błękitne oczy...

Zrywasz się z łóżka, krzycząc i wrzeszcząc. Twoja bluzka jest cała mokra, pot kapie ci z nosa. Trzęsiesz się. Szukasz ręką okularów na szafce przy łóżku, wkładasz je szybko i chowasz nos pomiędzy kolana, kołysząc się w przód i w tył, i w przód i w tył, bełkocząc zlepek niezrozumiałych słów. Twoja siostra wręcz wyłamuje drzwi, rzucając ci się na ratunek. Bierze trzęsące się słabe ciało w delikatne, ciepłe dłonie, obejmuje cię i zaczyna śpiewać, starając się powstrzymać atak paniki. Boi się, ale nie przyznaje się do tego. Doskonale wie, co zrobiłeś, co się z tobą działo. I uważa, że gdy nie wiesz, jest lepiej. Przynajmniej znowu się to nie powtórzy.
Nie zaśniesz, nie dzisiaj. W końcu przestajesz się trząść, a twoja siostra zasnęła. Powoli wstajesz, układając ją uważnie na swoim łóżku i przykrywając kocem. Podchodzisz do okna. Otwierasz je, siadasz na parapecie z jedną nogą zwisającą w dół. Mógłbyś skoczyć, ale najwyżej połamałbyś kończyny, nie jest to ogromna wysokość. Kolor nieba przypomina granat na jednej z sukienek twojej matki, ciemny, głęboki, jakby skrywał wszelkie tajemnica wszystkich światów. Obserwujesz gwiazdy i księżyc, jak zawsze zapisując w notesie położenie tych najważniejszych. Dzisiaj nów. Zamykasz oczy, wręcz rozkoszując się wszelkimi odgłosami i świeżym powietrzem. W oddali słychać szczekanie psów, czasami zdarzy się syk zdenerwowanego kota czy krakanie zagubionego kruka siedzącego na ogromnej brzozie, która jest doskonale widoczna z twojego okna.
Czujesz chłodną dłoń na swoim ramieniu. Odwracasz się gwałtownie, otwierając szeroko oczy i tracąc prawie równowagę. Nikogo za tobą nie ma. Twoja siostra śpi, głosy rodziców słychać jeszcze z dołu. Hm.
Wzruszasz ramionami i wracasz do podziwiania nocnego krajobrazu. Czujesz, jak coś ciepłego wdrapuje się na twoje nogi. Uśmiechasz się, opuszczając wzrok. Szara kulka (ważąca tylko dziesięć kilo) mruczy, odpowiednio się na tobie układając. Zamykasz oczy i znowu pogrążasz się w krainie snu, w końcu ile kawy byś nie wypił, twój organizm musi czasami odpocząć. Tym razem jest on spokojny, czarny. Nicość.

A jutro czeka na ciebie kolejny koszmar.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis