sobota, 20 października 2018

Szanuj ciasta swoje [6]

— Wszystko zależy od jego zawartości, moja droga — wymruczał, a ja już doskonale wiedziałam, że to się źle skończy. Nie oczekiwałam od Adama, żeby traktował mnie jak jakiegokolwiek innego członka tych ich dziwnego kółka wiecznie naćpanych, ale jako wszech znany bachor czułam się wyobcowana. Podminowana. Nie wymagałam powagi, ale byłoby miło, gdyby nie oceniał mnie każdym kolejnym spojrzeniem. — A prośba to prośba, spełniać jej nie muszę, wszystko zależy od mojego humoru — nachylił się jeszcze bardziej nade mną, przez co przeszły mnie dreszcze. Poczułam jeszcze większą chęć odsunięcia się od niego, czmychnięcia w kąt, tym bardziej, że szczególnie emanował tym swoim zagarnianiem przestrzeni. Otworzył w końcu kopertę, przeleciał wzrokiem przez list, a ja nerwowo dębiłam palcami o skórę dłoni.
— I co? — wydukałam w końcu, brzmiąc niecierpliwie, ruszając w stronę chłopaka, mrużąc oczy i ciekawie zaglądając mi przez ramię. — Dowiedziałeś się czegoś interesującego? — rzuciłam, starając się zajrzeć i capnąć choć odrobinkę treści listu. Nie ośmieliłam się go wcześniej otworzyć, nawet jeżeli cholernie kusiło, ale list pojawił się znienacka, kilka dni po tym jak wysłałam własny, razem z odmową dla mnie, więc tym bardziej czułam się źle, zastanawiając się, co się tutaj odpierdalało. Ja się nazgłaszałam, napisałam, pozałączałam rekomendacje i milion innych dziwnych rzeczy, a do niego list przychodził samoczynnie. I to ręcznie napisany, a tego nie mogłam szczególnie zdzierżyć.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis