czwartek, 18 października 2018

Szanuj ciasta swoje [5]

I skrzywiła się, dosłownie momentalnie, w ciągu kilku sekund, na co parsknąłem cichym śmiechem.
Zabawna dziewczynka, jakkolwiek kiczowato by to nie zabrzmiało, ciut zbyt pewna siebie, igrająca z ogniem. W zupełnie inny sposób niż Przewalska, ale jednak.
— Interesik mam — zaczęła, niby uprzejmie i miło, ciepło i słodko, a jednak miało się wrażenie, że przypominało to prędzej syk żmii niż cudowny śpiew słowika. — Malutki. Delikatny. I święcie wierzę, że się nadajesz do tego zadania i tak dalej, bo jak nie szanowny pan Walsh to kto — mruknęła, a do tego wszystkiego brakowało tylko szczupłych palców muskających moją klatkę piersiową. Bardzo mdło, no cóż, słabo łgała, jeszcze trochę pracy przed nią się malowało.
Wyciągnęła całkiem ładną kopertę i podała mi ją. Tym razem już naprawdę musnęła opuszkami moją skórę.
 — Właściwie to robię za kuriera, bo mnie w to nieco wrobiono, ale jestem diabelnie ciekawa, co za propozycje otrzymałeś i łaskawie proszę o podzielenie się po przeczytaniu.
Westchnąłem, uśmiechnąłem się przepraszająco i przekrzywiłem głowę w lewo, podnosząc liścik ciut wyżej.
— Wszystko zależy od jego zawartości, moja droga — wymruczałem. Bo w końcu w tej drobnej grze mogła wziąć udział dwójka. Ba, była wręcz potrzebna, by poczuć mniejszy dreszczyk, jeżeli w ogóle dało się go poczuć z Ophelion u swojego boku. — A prośba to prośba, spełniać jej nie muszę, wszystko zależy od mojego humoru — przerwałem, nachylając się jeszcze bardziej nad dziewczyną— lub proponowanej ceny — zaświergotałem, aby następnie szybko odejść na bok, całkiem sprawnie otworzyć ładną kopertę i wyciągnąć z niej list, który równie prędko przeleciałem wzrokiem.
Och.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis