czwartek, 18 października 2018

Urządźmy sobie sabat [0]

Słowa Vene nadal dudniły mi w głowie. Faktycznie, sam nie byłem już w stanie połapać się odnośnie tego, co nawyprawiało się w naszych rodzinach. Ludzie się porozstawali, poodchodzili od siebie, ale jednocześnie nikt nowy za bardzo nie przyszedł. Jak miałem wytłumaczyć jej, kim była dla nas Nibal i dlaczego w sumie niewiele mnie obchodziła, skoro na oczy widziałem ją co najwyżej raz? 
Tyle rzeczy, a wszystkiemu na przekór, więc podstawą mojego pomysłu stał się słynny motyw, które nasze dwie rodzinki powtarzały od kilku pokoleń, klnąc i mieląc w ustach największe przekleństwa, gdy padało sławne stwierdzenie: "Urządźmy sobie sabat". Przez kilka lat staraliśmy się spotykać co roku, potem sabaty stały się bardziej jedno-rodzinnymi uroczystościami, aż w końcu nie wiem jakim cudem, wszystko się zakończyło jak za pstryknięciem czarodziejskiej różdżki.
Właśnie dlatego bezpardonowo wparowałem do pokoju dziewczyny, z uśmiechem rozjebanym na twarzy, że głupiej już wyglądać nie mogłem, z zapakowanym po brzegi magicznym plecakiem, oświadczając, jeszcze w piżamie, Vene, że niech się szybko ubiera, bo idziemy urządzić sobie pikniko-sabat, ja nie znoszę sprzeciwu, poza tym mamy do pogadania i tak dalej. 
I tak stałem na środku pokoju przed zdezorientowaną, ledwo wylazłą z łóżka dziewczyną, której mina wyraźnie wskazywała, że jeszcze nie do końca laska rozumiała, co się dzieje. Głównie dlatego została jedynie kilkukrotnie pogoniona, że ja tu całego dnia sterczeć i czekać na nią nie będę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis