Mała Wiedźma przywdziała uśmiech i ruszyła w moim kierunku, a ja już wiedziałem, że ziemia trzęsie się pod jej nogami. Stukała tymi swoimi stópkami, jakby zaraz podłoga miała się przed nią rozstąpić i ponieść upierdliwą szuję prosto do najgłębszych otchłani piekła. Jakoś w tym momencie nie mogłem żałować jednak tego spotkania, pozwoliłbym sobie zwalić to na naglącą samotność, która uderzała prosto w męskie serducho. Obiecałem sobie w duchu, że poczekam przynajmniej pięć minut, zanim powiem kurduplowi coś niemiłego do słuchu. Ostatecznie ruszyła w moim kierunku, nawet ten uśmieszek miała, no, to mogłem poudawać nieco milszego przez pięć sekund. Była jednak ważna dla Vene, a nie lubiłem robić sobie całkowitych wrogów bez potrzebny. Jeszcze tylko czasu zostało do końca szkoły.
— Któż cię wystawił, Miracles?
— Największa miłość mojego życia, zostałem z własną ręką, to i tak lepiej niż Hopecraft. Założę się, że to dlatego, że kazałem jej płacić za jej część popcornu. Trzeba było zostać gejem, założę się, że zostałem do tego powołany i pewnie Stwórca kręci nade mną z góry głową, modląc się o nadejście mojego zbawienia. Tylko jest mały problem, jeżeli ty masz być tym zjawiskowym objawieniem, to żądam reklamacji. — Na kilka sekund zapadła mało komfortowa cisza, zanim rozpoczęliśmy walkę na nieustraszone spojrzenia. Dosłownie, gdyby spojrzenia mogłyby się bać, to nasze zastraszałyby przeciwnika. W końcu odchrząknąłem.
— Przepraszam? Siostra mnie wystawiła, a ja nie lubię jeść w samotności, więc, Izel, czy zrobisz mi tę przyjemność i zjesz ze mną obiad?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz