wtorek, 3 lipca 2018

Alchemia [0]

Chyba zaczynałem powoli szaleć, ale w rzeczywistości to wszystko była wina niewystarczająco dobrze dobranych składników do eliksirów. Przekląłem głośno, trzaskając dłońmi o stół, przy okazji prawie nabijając sobie palce na kilka szpikulców ułożonych wzdłuż krawędzi do odcinania i odbierania mikroskopijnych elementów substancji. 
Każdy kolejny eliksir zdawał się być po prostu kolejnym niewypałem, coraz bardziej irytującą iluminacją tego, że cała moja fantazja gdzieś tam sobie zniknęła. Uciekła, nawet pewnie nie myślała o powrocie, a ja tutaj błagałem samotnie o inspirację, tą samą iskrę, która jeszcze niedawno otwarcie sugerowała mi, że powinienem połączyć to z tym, to z tamtym, uwarzyć w ten sposób, bo to może dać ciekawy efekt. Zaczynałem myśleć, że ktoś ukradł mi całą moją fascynację tak ukochaną przeze mnie dziedziną. 
Alchemia była cudowna i zasługiwała wyłącznie na najlepszych. A ja powoli zaczynałem wierzyć, że plugawię jej świętość. Z warknięciem osunąłem się na stojący nieopodal, opasły i wkurzająco niewygodny fotel, żeby ukryć twarz w dłoniach i zawarczeć ponownie.
— Jestem skończony — wymamrotałem sam do siebie. — Jestem głupcem, bez jakichkolwiek możliwości na sensowne dalsze prowadzenie sztuki alchemicznej, co ja w ogóle tutaj robię jeszcze, w tej zrypanej szkole — kontynuowałem, odsuwając głowę od ubrudzonych po ostatnim, nieudanym eksperymencie dłoni. Właśnie wtedy ktoś zapukał do drzwi. — Proszę i tak nic chuja nie wymyślę, można przeszkadzać do woli. — Miało to zabrzmieć jak kolejne warknięcie, ale aktualnie raczej nie było mnie na nie stać mentalnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis