wtorek, 10 lipca 2018

Niby nic [1]

Ile razy usłyszałem pytanie w stylu „co ja tu jeszcze robię?” w ciągu tego tygodnia?
Dużo.
Przestałem liczyć po dwudziestu, bo stwierdziłem, że zawalanie sobie tym głowy raczej nie ma sensu, a ludzie niech się pytają, niech się gapią i podziwiają, zgrzytają zębami, bo ich ukochany, najmłodszy Walsh postanowił zostać na dłuższą chwilę, czytajcie, jeszcze jeden, cholerny semestr.
Trzeba przyznać, poprzednie miesiące zleciały za szybko, zdecydowanie za szybko, a ja przecież nie zdążyłem się rozkręcić (już powoli, powolutku, wchodziłem w normalny tryb funkcjonowania), tyle rzeczy przede mną do odkrycia, serc do złamania i dziurek do... Nie, bez przesady, aż tak zły nigdy nie byłem i nigdy być nie zamierzałem.
Powolutku zmniejszałem również dystans pomiędzy mną, a Przewalskim, bo, choć nie liczyłem na nasze wspólne nawrócenie, po prostu chciałem zabrać go na kawę, ciastko, chwilę podyskutować i dowiedzieć się, jak życie mijało mu z Dexterem, nawet jeżeli, akurat gdy chciałem go złapać, magicznie rozpłynął się w powietrzu wraz z tym niby idealnym i czczonym przez wszystkich związkiem.
Kolejny dzień zapowiadał się całkiem przyjemnie. Bez komplikacji, ładna pogoda i w ogóle, na co niby miałbym narzekać.
No może na pieprzoną i zdecydowanie gorącą kawę, która w pewnym momencie samoistnie (lub nie) zaczęła spływać mi po plecach, a pięści same się zacisnęły. Odwróciłem się na pięcie, z wulgaryzmem na ustach.
— Ja prze... Zaraz, co ty tu, kurwa, robisz?
Ten głos znałem doskonale, jak i twarz i ciemnoniebieskie oczy (no i całą resztę ciała, choć to miałem do dopracowania). Warknąłem, ale jednak, moja twarz chwilę później się rozpromieniła, bo przede mną stał sam w swojej osobie Nivan Oakley.
— No, najwidoczniej zdecydowałem się zostać przez jeszcze jeden semestr — odpowiedziałem krótko i szybko. Aby chwilę później zmrużyć oczy, bo mały szczegół zdecydowanie mi nie pasował. I co z tego, że kawa dalej spokojnie spływała po moich plecach. — Nosisz okulary?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis