Ilość zdesperowanych i bliskich popadnięcia w głęboką depresję ludzi z każdym kolejnym dniem coraz bardziej mnie przerażała, chyba nawet bardziej od przeciętnej liczby kartkówek urządzanych w ciągu tygodnia przez jednego nauczyciela.
— Fiona, boli mnie język — wysepleniłem, pokazując Słoneczku mięsień i krzywiąc się niemiłosiernie.
— Dopiero co się w niego ugryzłeś — parsknęła śmiechem, zagryzając ulubionego batonika z żurawiną. — Jeszcze trochę poboli.
— A może to przez zęby? — spytałem, zerkając na nią podejrzliwie. Czekoladowe oczy błysnęły radośnie.
— To z pewnością przez zęby, Zbysiu.
Przesiadywanie na parapecie o drugiej w nocy, oglądając przechadzające się towarzystwo, zdecydowanie było ciekawym zajęciem, szczególnie gdy było to zabronione, a dalej nie rozumiem, czemu Mińsk łupnął wtedy tym zakazem spożywania słodkiego, przecież to takie dobre, prawie jak Inwokacja Słowackiego...
Kochanowskiego, co ja gadam, młot ze mnie jednak porządny.
Otrzepałem spodnie z ziemi i wyszedłem z pokoju, rozglądając się po korytarzu. Machnięcie włosami na prawo, machnięcie włosami na lewo, pusto wszędzie było i to okrutnie, nawet mysz nie zapiszczała i z pokoju sąsiedniego nie było słychać tych całych jęków i klaskania z Rubikiem. Też bym się tak zachwycał, gdyby mi tylko dali popróbować, a tak to mogę tylko nucić marynarzy czy inne prowadzenie się pod ołtarze.
— Uhm, cześć? Też chcesz? — spytała dziewczyna, która tak właściwie znikąd wyrosła mi na środku stołówki... No, może lasu. Altanki? Chyba altanki.
— Okej — odparłem z uśmiechem, dosiadając się do dziewczyny i łupiąc tyłkiem o ławkę.
Nie były to Czesterki czy Wielbłądziki, ale przynajmniej nie były E.
— W ogóle to ostatnio gadam z Grubą, a ona, że zrobiła Oakleyowi paznokcie i tak żem ryj rozjebał, tak się śmiałem, a ona wtedy do mnie, że mi przecież też zrobiła i zgniłem jeszcze bardziej i się chyba ujebałem w język, ujebałem się? Która godzina?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz