poniedziałek, 18 czerwca 2018

Nasza zima zła [8]

Fakt, że dziewczyna prawie non-stop się uśmiechała, obdarowywała mnie ciepłymi spojrzeniami i wnosiła jakąś dziwną pogodę ducha, sprawiały, że po samym zobaczeniu jej na korytarzu człowiekowi dzień jakoś od razu przyjemniej leciał, a co dopiero mówić o sytuacji, gdy idzie się z nią na herbatę. Dobry nastrój, radość i nadzieja na lepsze jutro od razu zaczynała roznosić się po pokoju i wsiąkać w człowieka, w ubrania, we włosy, wszystko pachniało wiosną, czy latem, nawet jeśli temperatura była poniżej zera. Grubo poniżej zera.
— Naprawdę nie masz za co. Tylko proszę cię, następnym razem weź kogoś ze sobą, Wawrzynku. Nie chcemy, żebyś zamarzł nam na śmierć — rzuciła w moją stronę, misiek się zaśmiał, a do mnie dopiero po chwili dotarł fakt, że w sumie nazwała mnie „Wawrzynkiem”. Słyszałem już, że udaje jej się ochrzcić nazwami roślin większość osób, ale nie myślałem, że sam się jakoś na to załapię. Trzeba będzie wyszukać, co to takiego, tak właściwie. Co, jeśli to nazwa jakiegoś parszywego zielska, którego gram zabija połowę cywilizacji?
— Mam nadzieję, że nie masz uczulenia na maliny, cytrynę albo goździki. — Spojrzałem niezbyt przytomnie na nastolatkę, która akurat podawała mi kubek. Złapałem go szybko, kiwając głową w geście podziękowania.
— Nie, nie, nie mam, wręcz przeciwnie, w takiej kompozycji mogę pochłaniać całymi masami. Dziękuję pięknie — odparłem z uśmiechem, zaciągając się zapachem naparu. — Czy mogę zapytać, ile masz rodzajów herbaty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis