Dawno nie biegałam. Wracanie do starych nawyków stawało się jeszcze lepsze w trakcie tego okresu, powoli zaczynałam odzyskiwać dawną pewność siebie, swobodę ruchów, byłam mniej ociężała i bardziej uważna, a to wszystko zwalałam na dodatkową porcję biegania. Wstawałam o piątej rano i ruszałam niezależnie od pogody leśną ścieżką, wsłuchując się w rytm puszczonych ze słuchawek piosenek. Biegłam miarowo, z czasem coraz pewniej, z rzadka uderzając o gałęzie. Nie spieszyłam się, bo i nie miałam do czego, wolałam na spokojnie potruchtać sobie odrobinę, żeby rozgrzać mięśnie, myśli oraz przyzwyczaić umysł do pracy.
Już swoisty, nowy zwyczaj przyszedł praktycznie sam z siebie. Spocona, zmachana i do granic możliwości pozbawiona tchu przysiadywałam się przy altance w lesie, rozkładając się wygodnie na drewnianych ławach, żeby w spokoju móc potruć nieco własny organizm.
Jedna dawka zdrowia, jedna dawka karmienia raka. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową. Tyle czasu minęło, a ja znowu wróciłam do punktu wyjścia, tym razem bardziej pewna tego, co chciałam osiągnąć, co chciałam zrobić i z wiedza, ile będzie mnie to kosztować.
Czasem się zastanawiałam, czy nie myśli o mnie jak o smarkuli. Tej gówniarze, która po prosto kręci się wokoło niepotrzebnie, wypatruje i po prostu się gapi, zamiast skupić się na własnym ogarnianiu, a nie kręceniu z nauczycielem.
Ale nadal chciałam tego. I po protu więcej, bardziej, może nawet nieco mocniej. Odchyliłam głowę, parskając i krztusząc się w zamyśleniu dymem, gdy usłyszałam szelest.
— Uhm, cześć? Też chcesz? — spytałam, wyciągając świeżo rozpoczętą paczę fajek w kierunku nowego przybysza.
Już swoisty, nowy zwyczaj przyszedł praktycznie sam z siebie. Spocona, zmachana i do granic możliwości pozbawiona tchu przysiadywałam się przy altance w lesie, rozkładając się wygodnie na drewnianych ławach, żeby w spokoju móc potruć nieco własny organizm.
Jedna dawka zdrowia, jedna dawka karmienia raka. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową. Tyle czasu minęło, a ja znowu wróciłam do punktu wyjścia, tym razem bardziej pewna tego, co chciałam osiągnąć, co chciałam zrobić i z wiedza, ile będzie mnie to kosztować.
Czasem się zastanawiałam, czy nie myśli o mnie jak o smarkuli. Tej gówniarze, która po prosto kręci się wokoło niepotrzebnie, wypatruje i po prostu się gapi, zamiast skupić się na własnym ogarnianiu, a nie kręceniu z nauczycielem.
Ale nadal chciałam tego. I po protu więcej, bardziej, może nawet nieco mocniej. Odchyliłam głowę, parskając i krztusząc się w zamyśleniu dymem, gdy usłyszałam szelest.
— Uhm, cześć? Też chcesz? — spytałam, wyciągając świeżo rozpoczętą paczę fajek w kierunku nowego przybysza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz