Skrzywił się. Odsunął się. Podniósł się i spojrzał na mnie, a ja mogłem tylko trzymać głowę wysoko, bo kurwa nie obchodziło mnie kompletnie, co teraz myślał (nie.). I stałem przed nim nagi, zupełnie odsłonięty, a on ujął moją twarz dłonią jeszcze ten jeden raz, ostatni, bo raczej na tym mogliśmy zakończyć naszą jednorazową przygodę.
I jakoś zbytnio nie było mi przykro, bo przecież niczego nie wymagałem, niczego się nie spodziewałem (również nie.).
Miał bardzo delikatne palce.
— „Robotą” zajmuje się dziwka, Walsh i nawet jeśli wyliżę ci kutasa od góry do dołu, to nią nie jestem, zakoduj to sobie — stwierdził gorzko, poklepał mnie w policzek, na co skrzywiłem się nieznacznie, bo jednak nie, Walsha nie klepie się w policzek kochany, a następnie po prostu odsunął się w poszukiwaniu swoich ciuchów.
Uśmiechnąłem się i parsknąłem beznadziejnym śmiechem, kręcąc przy tym głową i splatając ręce na piersi.
— Jak nie dziwkami, to kim my do cholery jesteśmy? — mruknąłem, a raczej zastanowiłem się na głos, raczej nie przejmując się tym, że Oakley również to usłyszał. — Wiem, mam dosyć... niskie mniemanie o swojej osobie, przepraszam — dodałem, gdy zauważyłem, że spogląda na mnie kątem błękitnego, bardzo ładnego oka.
Westchnąłem, przez chwilę porozglądałem się po pokoju, a następnie wzrokiem powróciłem do ubierającego i krzątającego się chłopaka.
Szkoda. Bardzo szkoda, że spierdoliłem w tak brzydki sposób, no ale cóż. Czas mogłem tylko zatrzymywać, nie cofać, niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz