Dźwięczne przekleństwo uciekło spomiędzy uwielbianych przeze mnie warg, ciało się wygięło, najwidoczniej pragnąc jeszcze odrobiny dotyku, większej ilości pieszczot, a ja zerknąłem tylko ukradkiem na tę wygiętą w grymasie pełnym satysfakcji twarz.
Zaśmiałem się pod nosem, gdy szczelniej przylgnął do moich ust, gdy odrzucił głowę do tyłu i mruknął, sapnął, jęknął, tak melodyjnie, tak pięknie, tak błagalnym tonem, że nie mogłem zrobić nic więcej, jak dać mu to, o co prosił. Przejechanie językiem tuż od nasady penisa do pępka nie było niczym trudnym, ale to, ile przyjemności dało i mi i jemu, było warte czynności.
Jak bardzo nie chciałem zrobić mu większej krzywdy, tak byłem bardziej niż pewien, że następnego dnia na jego biodrze wystąpi siniak, bo jednak wbijałem w nie palce dość mocno. Zadośćuczynienie za moją bogu ducha winną szyję, panie Walsh, czuj mój ból, sukinsynie.
— Jesteś naprawdę piękny, kiedy tak skamlesz — zaśmiałem się cicho, ponownie całując jego podbrzusze, a dłoń z boku kierując na tyłek, który ponownie radośnie ugniotłem, delektując się doznaniami i lekko drżącym ciałem chłopaka, coraz twardszym penisem, którego teraz drażniłem już śmielej.
Powrócenie dłonią z pośladków na biodro, potem podbrzusze, a następnie przejechanie nią w górę, do klatki piersiowej, zahaczając przy okazji o sutki mężczyzny. Leniwe powrócenie na dawne miejsce tą samą drogą i ponowne zaciśnięcie palców na tyłku.
Rozgrzanie delikatnie, ale to naprawdę delikatnie prącia u nasady.
Mocniej żyję, czuję mocniej, pragnę.
Ale więcej płacę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz