czwartek, 19 kwietnia 2018

Złote runo [32]

Otworzyłem szerzej oczy i rozdziawiłem usta, gdy ciało nagle opadło na to moje, syk wyrwał się z gardła, a sam mężczyzna odciągnął moją dłoń, wzbudzając ciche mruknięcie, pełne niezadowolenia i poddenerwowania, bo najwidoczniej nie mogłem zrobić absolutnie niczego.
— Jeżeli chcesz iść dalej, wystarczyło zasugerować, naprawdę — rzucił niezbyt usatysfakcjonowany, po czym najzwyczajniej we wszechświecie ze mnie zszedł, a ja warknąłem nisko, bo czy on naprawdę się obraża i planuje skończyć?
— Chciałem po prostu zmacać ci dupę, naprawdę — podparłem się na łokciach, podniosłem delikatnie i zlustrowałem ciało mężczyzny uważnym spojrzeniem, sapiąc przy okazji wręcz niewiarygodnie ciężko.
Musiałem przyznać, że bez tej całej otoczki bycia ułożonym, tak czystym, schludnym dzieciakiem z prawdopodobnie dzianej rodzinki, wyglądał o wiele lepiej. Atrakcyjniej. Z rozwalonymi, skołtunionymi, lekko mokrymi przy końcówkach włosami. Czerwienią na twarzy, pełnymi, zaróżowionymi i lekko opuchniętymi ustami, które przez ostatnie ileś tam minut maltretowały z uśmiechem moje ciało.
I nie wiem, czy to kwestia własnych upodobań, ale naprawdę, w stroju Adama [biblijnego, oczywiście], wyglądał o niebo lepiej. Powtarzałem to już tysiące razy, ale był długi. Był ciekawie zbudowany. Był pociągający. Był po prostu seksowny, jakby postanowiono zakląć w nim i w tych pierdolonych, niebieskich, tak szelmowskich oczach, pierwiastek erotyki, który nawet największego abstynenta doprowadziłby do porzucenia swoich postanowień.
Zmrużyłem lekko oczy i uśmiechnąłem się, przecierając przy okazji dłonią materiał pościeli, już porządnie pognieciony przez nasze działania i oh losie.
Czy ja naprawdę wiłem się, stękałem i jęczałem pod Walshem?
I to wcale nie tak, że dziękowałem w duchu tej dziewczynie i sweterkowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis