czwartek, 19 kwietnia 2018

Złote runo [29]

Rozchylił usta, by wziąć głębszy oddech, a ja musiałem po prostu stwierdzić, że, cholera, był ładny, kuszący, cudowny, a ja sam rozpływałem się, gdy spoglądałem na ten jeden, wielki bałagań, który z każdą chwilą coraz bardziej rozpadał się na małe cząstki.
Poruszyłem biodrami jeszcze raz, mrucząc jak kot, po czym zostałem gwałtownie przyciągnięty do szorstkich warg chłopaka i mogłem tylko zastanawiać się, czy aby na pewno to będzie tylko jeden, nic nieznaczący raz, przypadkowy i przelotny, bez żadnej przyszłości.
Nie żebym na to liczył, ale na razie bawiłem się doskonale, bo, och, te jęki zdecydowanie wynagradzały każdy trud.
Delektowaliśmy się sobą, kosztowaliśmy i rozkoszowaliśmy się wszystkimi dźwiękami, a ja działałem powoli, bo przecież gdzie niby mieliśmy się spieszyć, co ewidentnie z każdym ruchem coraz bardziej, ładnie ujmując, wkurwiało i doprowadzało Oakleya do granic jego wytrzymałości.
— Jesteśmy nienormalni — stwierdziłem szeptem, ale i z uśmiechem oczywiście, pomiędzy moimi westchnięciami, aby już po raz kolejny rzucić się na szyję niebieskowłosego, która następnego dnia miała być chyba cała czerwona.
Podniosłem się, by spojrzeć na rozpalonego chłopaka z trochę innej perspektywy. Oczy przysłonięte przez powieki, rozchylone usta i czerwone policzki wraz z plączącymi się włosami. Burknąłem coś pod nosem, zahaczając palcem o jego wargę, by następnie jeszcze raz go pocałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis