środa, 18 kwietnia 2018

Złote runo [25]

Warknął, pociągając mnie za włosy, raczej niedelikatnie, a ja w odpowiedzi przewróciłem oczami, bo chyba nie myślał, że włożę do ust jego nabrzmiałego penisa.
Na to zasługiwały raczej tylko troszeńkę bliższe mi osoby.
Również warknąłem i przygryzłem skórę, chcąc choć trochę doprowadzić go do porządku, jeżeli w ogóle dało się to tak nazwać.
— Cierpliwości, Oakley, do cholery, nie masz pięciu lat — syknąłem, ale moje dłonie już znajdowały się na jego pośladkach, a ja sam podciągałem się do góry, chcąc mieć dostęp do szorstkich warg chłopaka.
Ścisnąłem jego pośladki trochę mocniej, a następnie palce zaczęły sunąć w kierunku wzwodu chłopaka, który ewidentnie błagał, by już go dotknąć i zakończyć te katusze, męczarnie i tortury. Westchnąłem, przyłożyłem swoje usta do tych jego, a opuszkami musnąłem końcówkę penisa.
Trzeba to stwierdzić, bawiłem się doskonale, a te rozchylone usta, drżące ciało i praktycznie bezgłośne jęki zachęcały mnie do dalszej rozrywki. W pewnym momencie jednak musiałem (jeżeli nie chciałem być upierdliwym i beznadziejnym kochankiem) mocniej zacisnąć dłoń na członku i powoli zacząć poruszać nią w dół i w górę, nie spiesząc się ze zmienianiem tempa na żwawsze, podczas gdy moje usta zajmowały się szczęką i szyją tej biednej, zdenerwowanej moim żółwim tempem ofiary.
A ja się pytam, gdzie oni wszyscy tak się spieszyli, w końcu chyba nie byli zwierzętami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis