Schodził ustami coraz niżej i niżej, cholera, był już tak blisko i przysięgam, równie dobrze mógłby w tamtym momencie zerwać ze mnie spodnie i bokserki, które już tak bardzo uwierały, przeszkadzały i wbijały się, zdecydowane nie dając mi świętego spokoju.
A później, zamiast działać dalej, bezpardonowo odsunął się ode mnie, na co zareagowałem głośnym warknięciem. Opadł obok i zerknął na mnie spod lekko przymkniętych powiek, które zasłaniały zdecydowanie cudowne, błękitne oczy. Podparł głowę na dłoni, a ja po prostu podniosłem prawą brew do góry, trochę nie wiedząc, o co chodzi.
— Z łaski swojej, drzwi — mruknął, lustrując całego mnie wzrokiem i zbliżając troszeńkę twarz do moich ust.
Westchnąłem ciężko, prychnąłem, cmoknąłem go w kącik ust (och, jak słodko), a następnie szybko wstałem i równie szybko popędziłem do drzwi, które z wielką chęcią zamknąłem na cztery spusty (oczywiście, że nie, bez przesady, wiecie o co chodzi, prawda?). A następnie, plącząc się w nogawkach, ściągnąłem spodnie, rzuciłem je na bok, ponownie krzywiąc się w myślach, bo przecież dopiero co sprzątałem, no, a chwilkę później znajdowałem się nad Oakleyem, napastując wargami cały jego tors i zahaczając wskazującym palcem prawej dłoni o jego bokserki, niecierpliwie pociągając je w dół. Zerknąłem na chłopaka z pytaniem w oczach.
Bo jednak wolałem nie przesadzić i być pewny, że mogę dalej posuwać się na przód.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz