Mruknąłem z czystym zadowoleniem, gdy znowu to on zaczął atakować mnie, a nie na odwrót. Gdy ukochane usta zajęły się szyją, drażniły ją, delikatnie ssały skórę na niej, przyprawiając o przyjemne ciarki.
Ale i tak całą pulę nagród w totku zdobył dopiero kolejny gest. Dłoń na kroczu, gwałtownie je ściskająca, lekko przecierająca, masująca przez materiał, w tym momencie, znienawidzonych spodni. Warknąłem, wierzgnąłem, zareagowałem zdecydowanie za mocno jak na ten jeden ruch.
— Mogę? — spytał nagle, bawiąc się guzikiem od moich spodni, szlufkami, ściągając je delikatnie, męcząc i mnie i siebie samego. Skinąłem szybko głową, za chwilę pomagając mu, wręcz zedrzeć z siebie ten upierdliwy materiał, rzucić go w okolice koszulki i powrócić do interesowania się partnerem, który wyginając się w pierdolone łuki, ocierając o mnie i mrucząc tak nisko, tylko nasilał doznania.
Nie chciałem pozostawać dłużny, dlatego wracając szybkim ruchem do jego ust, znowu je atakując i napierając całym cielskiem na to jego, zacząłem zajmować się walshowym interesem, który też robił się upierdliwy przez te pieprzone spodnie.
Dalej leżał w tej rozpiętej koszuli, zerkając na mnie spod przymkniętych powiek i z tak ładnie drgającą piersią.
Przeniosłem się z ustami na szczękę, obojczyki, mostek, coraz niżej i niżej, do pępka, podbrzusza, na którym złożyłem o wiele za dużo pocałunków, w tym ten jeden, tuż przy spodniach, które zresztą i tak odciągnąłem nieco do dołu.
A to wszystko po to, aby opaść tuż obok mężczyzny, podpierając głowę na dłoni.
— Z łaski swojej, drzwi — mruknąłem, błądząc wzrokiem po ciele i nachylając się nad ustami Walsha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz