Grzebałam w ziemi czubkiem kalosza, czekając na odpowiedź chłopaka. Może nie powinnam była go o to pytać? Z innej strony nie wiedziałam do końca kogo spytać. Saffir na mnie naciskał, Vene wzruszała ramionami, Carmen uciekała, a ja nie wiedziałam, w którą stronę powinnam iść.
— Wiesz, Izel, jestem szczery do cholery i raczej zbytnio nie przejmuję się tym, co ktoś pomyśli, ale… — Spojrzałam na niego, gdy zatrzymał się w pewnym momencie, jakby zbierał słowa. — Ale na twoim miejscu i tak bym to powiedział. Wiesz, prawda zawsze wychodzi na wierzch, kłamstwo ma krótkie nogi i te sprawy, lepiej żeby osóbka dowiedziała się wcześniej, niż zdecydowanie za późno no. Bo i tak ostatecznie zawsze się dowiadują — dokończył, spuszczając wzrok i schował dłoń do kieszeni.
Moje palce zatańczyły na materiale hydrofobowym [czyjaktosiętamzwałoimówilimiwszkole], ścierając krople po stopionym śniegu i wzięłam głębszy oddech, zanim się do niego uśmiechnęłam. No tak, lepiej wcześniej odkryć karty, niż później, gdy moje ręce będą puste, usta drżące, a oczy zapłakane, ponieważ nie tak to wszystko miało pójść.
— Dziękuję — powiedziałam z wdzięcznością po dłuższej chwili milczenia, gdy w duchu starałam się przekonać do tego, że przecież tak powinno być. Zaczęło mi się oddychać odrobinę lżej, przestałam stopą grzebać w błotnistej ziemi. Cóż, później zmyje się. — Przypomnij mi, jak się uspokoję, że jestem ci winna parę godzin ładnej pogody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz