Éli radośnie świergotała mi nad uchem, idąc ze mną powoli pod ramię, żeby mi nie zarzucała, że specjalnie wolniej szedłem [Ale co ja poradzę, że jeżeli przyspieszyłbym choćby o parę centymetrów, to biedaczka zaraz zaczęłaby wypluwać płuca i zbladłaby, upodabniając się do trupa]. Przysięgam, kocham swoją siostrę ponad życie, ale myślałem, że ją wykopię i poślę pierwszym portalem, pociągiem, karocą, czymkolwiek do domu, gdy tylko zauważyłem siostrę na korytarzu radośnie zagadującą jakąś blondynkę. A kiedy mnie również zauważyła, zaraz echem poniósł się jej entuzjastyczny okrzyk. „Gapciu, niespodzianka!”. I powiedzcie mi, jak tej tutaj pani nie ubić? Nosz na miejscu zamordować.
Jednak siostra zignorowała mój morderczy wzrok i posłała mi promienny uśmiech, podbiegając do mnie [nie bez wysiłku], po czym wzięła mnie pod ramię, zaczynając swój długi wywód, że moja złość oraz zmartwienie są bezsensowne. Oczywiście, a ja jestem w stanie przeżyć dzień bez zaliczenia gleby. Dobry żart, Éli.
Już otwierałem usta, żeby odpowiedzieć, już mrużyłem groźnie oczy, żeby wbić w nią ostrzegawczy wzrok, już uniosłem drwiąco brwi, jakby powiedziała coś zabawnego, ale sznurówki. Te przeklęte sznurówki, które nie mają za grosz wyczucia czasu, postanowiły zaplątać mi pod stopami, żebym mógł polecieć widowiskowym łukiem do przodu. A siostra razem ze mną.
Chwila jojczenia, przeklinania, prychania i oglądania ran. Szybko zerknąłem na Éli, bo nie wybaczyłbym sobie, gdyby moja niezdarność ją zraniła.
— Zaprowadzić was do pielęgniarza?
— Żyjemy! — odpowiedzieliśmy chórem właścicielowi głosu, zaraz się podnosząc z podłogi i spojrzeliśmy na siebie z rozbawieniem.
— To akurat dość częste — powiedziałem, powstrzymując parsknięcie śmiechem.
— Zwłaszcza, gdy się kłócimy — dodała dziewczyna swoje trzy grosze, nie hamując chichotu. — Ale dziękujemy za troskę. Éli jestem! — Brunetka wyciągnęła dłoń i ułożyła usta w najszerszym uśmiechu, na jaki umiała sobie pozwolić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz