— Dlatego na twoim miejscu zagęściłbym ruchów — odparł mrucząco jednocześnie przyspieszając kroku i zerkając na moją osobę.
— Tak tak, pewnie — mruknąłem tylko, również stawiając szybciej kroki.
Choć nie ukrywam, nie robiłem tak wielkich kroków jak Nivan, ale mimo wszystko jakoś udawało mi się nadążać. Gdy zobaczyłem pierwsze zabudowania, w tej samej chwili nieszczęsna, pierwsza kropla, zwiastująca duży dreszcz, spadła perfidnie na czubek mojego nosa. A zaraz po niej, mnie i błękitnowłosego zaczęły atakować kolejne. Z początku wolno, coraz bardziej później przyspieszając. Ostatecznie lało już jak z cebra, a my puściliśmy się pędem w stronę kawiarnii. Jednak i tak nie zdążyliśmy się uratować. Do środka weszliśmy cali mokrzy, a ubrania i włosy lepiły się do ciała niemiłosiernie. Przejechałem dłonią wzdłuż nasady różowawych pasm, tym samym odgarniając z mokrego czoła te niesforne kosmyki. W kawiarnii nie było praktycznie nikogo, bo kto w tak chujową pogodę wybierałby się tutaj. Do moich uszu dobiegło dudnienie kropel o szybę wielkiego okna kawałeczek za mną. Świetnie.
— Tutaj? — wskazałem na stolik, właśnie pod oknem.
Potrzebowałem teraz herbaty. Zdecydowanie jej potrzebowałem. Nie chciałem złapać żadnego wirusa, bakterii czy Cesarz jeszcze tam wie co. Zdjąłem jednym ruchem okulary, bo szkła zdążyły już zaparować, i wziąłem jedną serwetkę żeby je wyczyścić. Kątem oka spojrzałem na Nivana, bo mimo braku okularów na nosie, nadal dobrze go widziałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz