sobota, 27 października 2018

Szanuj ciasto swoje [9]

— Daj jednego, czuję, że potrzebuję — parsknęła, jęknęła, chuj wie, co zrobiła, ale raczej brzmiało to jak skowyt kopniętego szczeniaka. Westchnąłem, niechętnie rzucając w jej stronę paczkę papierosów. — Nie wiem, czy mam cię zdzielić za tą twoją rozjarzoną minę, czy raczej dopytywać się, co tam wyczytałeś w liście — zaczęła mówić, no i zaatakowała. Podeszła pewniej, prawdopodobnie z furią w oczach, a ja po prostu parsknąłem śmiechem, domyślając się, że i ona powoli zaczynała łączyć fakty, zgadując, jaka wiadomość do mnie dotarła. — I na przyszły raz, nie jestem gołębiem pocztowym, więc bądź łaskaw odpisać tym u góry, żeby twoja korespondencja szła prosto do ciebie, a nie przez moje okno.
I wybuchnąłem śmiechem, prosto w twarz dziewczyny, przy okazji wypuszczając dym ze swoich płuc. Zawróciłem na pięcie, chcąc uchylić okno, bo jednak chyba nikt z nas, nawet jeżeli paliliśmy, to wolał nie udusić się w tym cholernym dymie.
— Źle się czuję, dając ci fajki, ile ty masz lat, szesnaście? Siedemnaście? — mruknąłem pod nosem, chwytając za klamkę. — Nie dopytuj, bo i tak się nie dowiesz, a zresztą wydaje mi się, że potrafisz wiązać ze sobą fakty i tak dalej, inteligentna z ciebie dziewczyna — stwierdziłem, ostatecznie splatając ręce na klatce piersiowej i opierając się o ścianę obok okna. Przechyliłem głowę w prawo. — Obiecuję, będę już z nimi kontaktować się osobiście, nie potrzebuję prywatnego posłańca. A zresztą, coś ty taka napuszona, czyżby twoje podanie zostało odrzucone?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis