czwartek, 26 kwietnia 2018

I tym razem nie były to krokodyle łzy [19]

— Nie, wcale — mruknął z ewidentnym sarkazmem w głosie i, och, niech nawet tylko spróbuje, a przysięgam, ładnie poproszę Renee by go przypilnowała. — Jeszcze. No dobrze, dobrze, zostawię to wam, ale chcę być świadkiem, drużbą, cokolwiek — dodał po chwili, zabierając szklankę z mych dłoni, po czym upił z niej łyk. Spojrzałam na chłopaka z nieskrywanym oburzeniem, ale po chwili wybuchnęłam śmiechem i pokiwałam głową, bo nawet jeśli doszłoby do ślubu to miałam wrażenie, że panna i pan młody nie byliby głównymi gwiazdami wieczoru z Nivanem Oakleyem u swego boku. — I DJ'em, bo jak Yamir wyjedzie z jakimś arabskim rapem, to wywalę stamtąd w podskokach.
Po raz kolejny parsknęłam szczerym śmiechem, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
— Stoi, o muzykę zadbam ty i ja, Yamir nawet tego nie tknie, przypilnujemy tę sprawę — stwierdziłam, puszczając mu oczko. — Tylko błagam, jakbyś został już drużbą to nie wywieź go nie wiadomo gdzie i jak daleko na wieczór kawalerski — stwierdziłam, po czym pokręciłam głową, nieznacznie się rumieniąc, bo o czym my gadaliśmy. — I pamiętaj o obrączkach — dodałam naprędce. — No i załatw oczywiście jakieś jego cudowne zdjęcia na twoje przemówienie, tak na wszelki wypadek. Może już powinieneś zacząć je pisać? — mruknęłam z teatralnym poddenerwowaniem, bo przecież zbliżający się ślub był dla mnie tak ogromnym stresem, prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis